Kobiece role życiowe….
Będąc młoda dziewczyną marzyłam o mężu. Marzyłam o domu. O tym, że będę miała duży dom a w nim schody. O dzieciach. Jako dziecko uwielbiałam bawić się w dom lalkami Barbie. W moich zabawach nie było nieporozumień, nie było wysiłku, nie było pracy. Byłam dzieckiem, więc jak na dziecko przystało była zabawa i lekkość a nie kłopoty 🙂
Dorosłam a pragnienia w sercu z dziecięcych marzeń pozostały. Zupełnie ich nie weryfikowałam a jedynie ubrałam w dorosłe ubranie. Bóg sprawił,że osiągnęłam swoje marzenia, nawet jakoś uparcie do tego nie dążyłam. Mam dom. Mam schody. Mam męża i mam dzieci. Moje dziecięce marzenia nie brały pod uwagę, że schody jak są to trzeba po nich biegać w tę i z powrotem kilka razy dziennie i że trzeba je myć. Mąż to nie jest złota rybka, która ma spełniać moje marzenia i oczekiwania, do tego czytać w moich myślach i biegle interpretować moje zachowania. Dzieci to nie tylko uśmiechnięte i gaworzące prześliczne bobasy. To również płacz,krzyk, ból, kłótnia w rodzeństwie, kłótnia małżeńska różne zachcianki i inne trudności. Nie chodzi mi o to by zniechęcać do bycia rodzicem czy współmałżonkiem, bo to piękne role. Chodzi mi tylko o to i aż o to, że gdy „Gdy prawdziwe życie nie dorasta do marzeń pojawiają się kłopoty” Bo prawdziwe życie to piękno i trud. Dom to ciągła praca fizyczna, to remonty, to sprzątanie, prace w ogrodzie, wydatki na utrzymanie ale i wygoda, przestrzeń, ogród i relaks. Możliwość zrobienia w lecie romantycznego i rodzinnego ogniska. Możliwość bujania się na huśtawce. Dzieci mają bazę, różne zakamarki i męskie prace z tatą w piwnicy i wokół domu. I jak wszystko w życiu ma swoje plusy i minusy. Klucz to znaleźć, zaakceptować i utrzymać z Bożą pomocą równowagę we wszystkich pełnionych rolach i obowiązkach.
Będąc w pierwszej ciąży mimo kalendarzowej dorosłości moje serce nadal było pełne dziecięcych marzeń i oczekiwań. Nie korzystałam z pełnego programu szkoły rodzenia. Wybrałam tylko pojedyncze tematy dotyczące porodu. Bo byłam głęboko przekonana, że jak tylko szczęśliwie urodzę to już z resztą sobie poradzę. Wszystko już wiem i dam sobie radę. Marzyłam o spacerach z głębokim wózkiem i maleńkim moim dzieckiem w środku. Niemal całą ciążę pracowałam mimo zagrożonej ciąży. Przekonana byłam, że łaskawszym okiem spojrzy na mnie mój przełożony, jak będę pracowała jak najdłużej. Robiłam pośrednio coś dla kogoś, kosztem siebie w nadziei, że się ten ktoś odwdzięczy. Jakie naiwne było to myślenie. Porodu się bałam jak chyba każda przyszła mama o zdrowych zmysłach. Jedyne czego chciałam to tylko szczęśliwie urodzić. Reszta się nie liczyła bo uznałam, że potem to już pójdzie jak z płatka. Jakież wielkie było moje rozczarowanie kiedy moje marzenia, w ogólnej formie zrealizowane, osadziły się na prawdziwym życiu. I okazało się, że urodzenie dziecka to dopiero początek wielkich zmian. Urodziłam szczęśliwie ale z komplikacjami. Bóg czuwał. Jesteśmy cali i zdrowi. Z kolejną ciążą czekaliśmy cztery lata bo bałam się czy poradzę urodzić drugi raz. I czy w ogóle poradzę z drugim dzieckiem. Bóg jednak czuwa w każdej sytuacji. Póki co mam dwoje dzieci. Kiedy mój pierwszy syn się urodził, żadne z moich marzeń z dzieciństwa się nie spełniło. W ogóle nie spacerowałam bo Adaś w ogóle nie lubił się wozić. Bolał go brzuszek, miał alergię, dużo cierpiał przez pierwsze 1,5 roku swego życia. Nie spaliśmy z nim 14 m-cy. Kiedy Drugi syn się urodził ponowne trudności nas spotykały. Miesiące w szpitalach. Niepewność o stan zdrowia. Po urodzeniu obserwacja, badania. Wreszcie szczęśliwy powrót do domu a niedużo, bo w miesiąc później ciężki NOP. W konsekwencji zaburzenia neurorozwojowe, rehabilitacje itp. Każdy ma swoją historię i tu mógłby ją opowiedzieć. Nie piszę tego po to, by się żalić. Czy zniechęcać do macierzyństwa czy małżeństwa. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że nasze marzenia się realizują ale osadzają się na rzeczywistości. Z całym tego inwentarza dobrodziejstwem i przekleństwem. Czyli z pięknem i wysiłkiem. Tak ten świat jest skonstruowany. Dzieci są wspaniałe, ale to również trud, wysiłek i służba. Małżeństwo jest piękne ale nic za darmo, to codzienna praca. I każdy z nas ma swoją historię. Dobrze jest mieć realną i praktyczna wiedzę do poukładania swojej codzienności w zgodzie z sobą i bliskimi, by codziennie wypełniać i realizować swój i Boży Plan. Czując przy tym satysfakcję, że masz wpływ na swoje życie,że możesz coś zrobić i poukładać. Nie rozsiadajmy się wygodnie w naszych strefach komfortu i nie oczekujmy, że ktoś coś za nas zrobi, za nas zmieni naszą rzeczywistość, że byłoby lepiej gdyby mąż był taki czy inny, że gdyby dzieci były takie czy inne, że gdyby więcej pieniędzy było i tak dalej. Weź życie w swoje ręce i zacznij je układać już dziś. Przyjdź na szkolenie i poukładaj siebie we wszystkich pełnionych Twoich rolach z takim zapleczem jakie masz teraz, a nie jakie byś chciała mieć :). Wszystko to po to byś zyskała kontrolę, wolność, odwagę, oddech, spokój i szczęście.
Z natury jestem wrażliwym wojownikiem i zadaniowcem. Jak wszystko ma to swoje plusy i minusy.Kiedy do drzwi mojego życia zapukało dorosłe życie z domem, kredytem, mężem, ciążami, dziećmi, różnymi chorobami i troskami rozpoczęłam trudny proces nauki pokory i godzenia wszystkich kobiecych ról jakie dał mi Pan. Były momenty, kiedy okropnie się szarpałam i frustrowałam. Wojownik ciągle walczy, więc toczyłam codziennie walkę o każdy dzień, by poukładać to czy tamto. Wkładany wysiłek i koszty emocjonalne jakie ponosiłam w realizację wszelkich działań w efekcie przekładały się niezbyt budująco na nasze domowe relacje. Pojawił się wreszcie moment,kiedy czułam się bardzo wyczerpana a efekty mojej walki i podejmowanych działań były w rzeczywistości marne. Przeczytana kolejna, książka,kolejny warsztat, rekolekcje i decyzja to jest zła droga. Zapamiętałam sobie na długo ten fragment z Księgi Syracha 11,10 „Dziecko nie bierz na siebie zbyt wielu spraw, bo jeśli będziesz je mnożył, nie będziesz bez winy. I choćbyś pędził, nie dopędzisz, a uciekając nie umkniesz.” Rozpoczęłam wówczas nową drogę, którą była nauką pokornego układania mojej codzienności, w zgodzie z sobą i otoczeniem. W łagodności w planowaniu i dialogu. Rozpoczęłam naukę ustawiania priorytetów, zdrowej komunikacji z sobą rodziną i współpracownikami. A to wszystko za sprawą Łaski Bożej. Kiedy to się zaczęło realizować czułam więcej radości z dnia codziennego. Czułam większe spełnienie i zadowolenie z samej siebie. Rodzaj dobrze wykonanej pracy. Mniej szarpania. Mniej myślenia typu inni mają lepiej, łagodniej i spokojniej. Bardziej siebie lubię. Lubię moje życie. Nie tęsknię za nierealnymi marzeniami. Moje marzenia są osadzone na tym czego naprawdę chcę i czego potrzebuję. I Robię to!! I Bóg mnie wspiera w tych działaniach.
Kiedy zaczynałam swoje macierzyństwo znajome w pracy i nie tylko chwaliły się, że ich dzieci pięknie śpią z mężem jadą tu czy tam a ja 14 m-cy nie spałam i nie miałam czasu się w spokoju wykąpać. Inne chwaliły się, że brak snu to piękne dobrodziejstwo a ja nie dawałam rady z wściekłości wyłam i robiłam sobie wyrzuty, że pewnie jestem kiepską mamą skoro w pokorze i uwielbieniu nie potrafię przyjąć permanentnego braku snu. Przechodziłam, przez różne frustracje spowodowane moim fałszywym myśleniem typu inni maja łatwiej są lepiej zorganizowani. To są kłamstwa, które niszczą naszą codzienność i nasze piękno. Dziś to wiem. Wiem też ile krzywdy robią nam kobietom medialne obrazy promujące życie rodzinne w sielance, bez trudności a jak już się pojawiają to same się jakoś łatwo rozwiązują. Nasze serce tęskni do takich obrazów, ale nikt nie uczy nas narzędzi jak to życie realizować by zbliżyć się chociaż do idealistycznych obrazów z naszych marzeń.
Ludzie mówią mi często,że mam ładną figurę i dwoje dzieci urodziłam. Jak ja to robię?Nigdy się o to nie starałam. Tak po prostu mam i gdzieś zupełnie pośrednio uzyskałam taką figurę po porodach. Niektóre Panie otwarcie mi komunikują, że mi zazdroszczą. Ale przyznam, że w przeszłości, kiedy byłam panienką czy później młodą bezdzietną mężatką, kiedy to na głowie miałam tylko etat, narzeczonego a później już męża i mieszkanie w bloku 40m2 miałam na sobie 10 kg więcej a w sercu nierealne marzenia i oczekiwania, które generowały frustracje i niezadowolenie;) Dlatego często powtarzam, że moje dzieci ubogaciły mnie w szczuplejszą figurę w zdrowsze,prawdziwsze i piękniejsze serce. Bo tak dały mi do galopu, że często nie miałam czasu zjeść kromki chleba a z marzeniami zeszłam na ziemię. Ustawiłam priorytety i poukładałam się sama ze sobą. Przyszło konkretne życie i konkretna rzeczywistość. Dlatego da się! Wszystko się da. Bo „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. FLP 4,13
Zapraszam i Przyjdź na szkolenie ze mną i wyrusz w drogę odpowiedzialnego układania życia swego w swoich rolach jakie pełnisz codziennie.
KOBIETA-ŻONA-MAMA-DOM-PRACA CZYLI JAK W ZGODZIE Z SOBĄ ŁĄCZYĆ KOBIECE ROLE ŻYCIOWE
MW
Link gdzie poznasz szczegóły na temat szkolenia
KOBIETA-ŻONA-MAMA-DOM-PRACA – Kobiece role życiowe, czyli jak je w zgodzie i równowadze łączyć?
Przepiękne Moniko- marzę by przyjść na Twoje szkolenia
Bardzo dziękuję Ci Anetko 🙂 to znaczy, że warto działać… na szkolenie jestem przekonana, że przyjdziesz w czasie właściwym. Pozdrawiam cieplutko