„Tylko szczerość może wprowadzić mnie na prostą drogę ku dojrzałości. W innym wypadku stracę kontakt z rzeczywistością. Zdołam poznać siebie, jeśli zapanuję nad moimi reakcjami i wezmę odpowiedzialność za moje emocje i zachowanie. Wówczas zacznę wzrastać”1
Nie jest to jednak zupełnie prosta sprawa. Szczególnie w dzisiejszej dobie cyfryzacji, pędzącego świata, wysokich wymagań i szybkiej informacji, ponieważ trudno o wyciszenie i skupienie. Dojrzałość emocjonalna i szczerość względem samego siebie, wymaga codziennego treningu uważności na przeżywane emocje, które generują się w nas zupełnie mimowolnie. Czy tego chcemy czy nie. Wywoływane są przez spotykające nas zdarzenia, kontakty z ludźmi, nasze myśli, spostrzeżenia, wyobrażenia i przekonania. Cała pula instrumentów, która gra i wywołuje przeróżne emocje. W kilka chwil możemy przejść od spokoju i relaksu po wysokie napięcie i niepokój. Wszystko zależy od tego co nas spotkało, co przeżyliśmy o czym pomyśleliśmy. Obserwuję to zjawisko często u moich dzieci. Starszy syn świetnie się bawi zachwycony nową bazą! Nagle jakieś niepowodzenie wprowadza „katastrofę” emocjonalną. Krzyk i łzy. Złość i rozczarowanie rządzą. „Głupia paleta się przesunęła i zepsuła wejście do bazy i teraz nie da się tam wejść! Krzyczy jednocześnie płacząc i dławiąc złość!
Zachowując spokój pytam: Adasiu a ruszałeś tą paletą?
Tak trzeba było przesunąć, żeby wejście było większe!! krzyczy przez łzy.
No dobrze, ale gdybyś jej nie ruszał to sama by się nie przesunęła i nie zagrodziła wejścia? Podpytuję delikatnie.
Tak, ale głupia ta paleta bo się przesunęła inaczej niż chciałem.
Ale jednak to Ty ją ruszałeś?
Tak!! i teraz nie mogę tam wejść!!
Czyli jakbyś nie ruszał nic by się nie zepsuło?
Tak!! ale to wejście jest za wąskie i trzeba przesunąć.
Ach tak, rozumiem. Czyli potrzebujesz szerszego wejścia i próbowałeś przesunąć paletę. Okazało się jednak, że jest za ciężka dla Ciebie i się przesunęła nie tak jak chciałeś i zagrodziła wejście?
No tak….. już jakby spokojniejszy.
Widzisz Adasiu, to nie paleta jest głupia tylko źle oszacowałeś swoje siły i nie poradziłeś sobie z ciężarem tej palety. Jest jeszcze dla Ciebie za duża i za ciężka. Jeszcze trochę musisz podrosnąć. Ale podjąłeś się tego wyzwania sam. To znaczy, że jesteś bardzo samodzielny.
Mała iskra w dziecięcych ozach i przebłysk uśmiechu pojawia się na twarzy.
Jeszcze jednak nieco nadąsany burczy, że ta paleta i tak jest głupia.
A dlaczego? pytam
Bo jest ciężka!
Wiele rzeczy Adasiu w życiu jest ciężkich, dobrze jest wtedy prosić o pomoc.
Następnym razem przyjdź i poproś o pomoc, przesuniemy ją razem, albo jak ja nie dam rady to z tatą to zrobisz. Będzie mniejsze ryzyko, że sama się przesunie albo nie daj Boże spadnie i zrobi Ci krzywdę.
Choć zobaczymy teraz razem co się wydarzyło kiedy się z nią szarpałeś. Spróbujemy to naprawić.
Następnym razem, gdy coś będzie zbyt trudne lub za ciężkie dla Ciebie proś o pomoc. Dobrze?
Dobrze…
Emocje opanowane, potrzeba znaleziona, rozwiązanie wcielone w życie. Mamy sukces!! Nie zawsze idzie tak łatwo i mądrze. Codziennie wkładam wysiłek, by większość podobnych trudności rozwiązywać w spokoju, z empatią i w zrozumieniu. Takich i innych sytuacji przerabiamy codziennie po kilka razy. Każdy rodzić to zna i każdemu rodzicowi jest w takich sytuacjach trudno.
I nie zawsze udaje mi się zastosować wspierające podejście do problemu. Z bólem przyznaję, że bywają i takie sytuacje: Wchodzę do łazienki i kolejny raz ręcznik zwinięty w kulkę leży na podłodze. Napełnia mnie złość! Przysłowiowa para z uszu idzie i krzyczę.. Adam!! Chodź tu natychmiast! Kolejny raz ręcznik w łazience na ziemi. Ile razy można mówić!! Wiesz, że mnie to złości jak nie odwieszasz ręcznika na miejsce tylko rzucasz na ziemię. Wszyscy po nim depczą i jak przyjdzie co do czego nie ma w co rąk wytrzeć! Do Ciebie można jak do słupa gadać. Proszę i proszę a tu nic! Ręce już mi opadają…… Co z Tobą??
Adaś stoi ze spuszczoną głową i cierpliwie czeka aż mama się wykrzyczy. Nie ma szansy nawet się wytłumaczyć. Już dawno zapomniał, że ręcznik rzucił na ziemię, że w ogóle go używał. Robi wielkie oczy ze zdumienia i za chwilę już nie potrafi nic powiedzieć. Jest przestraszony.
Po chwili rewiduję to co powiedziałam i jak się zachowałam. Napełnia mnie wstyd i mam wyrzuty sumienia. Źle się czuję, że wybuchłam gniewem. Adaś się mnie bał. Przykro mi, że tym razem nie dałam rady. Jednak biorę to na siebie. Nie tłumaczę sobie, że to jego wina bo 100 razy już mówiłam mu, że ręcznik ma wisieć jak się wytrze. Kiedy się uspokoję robię drugie podejście.
Adasiu przepraszam, że nakrzyczałam na Ciebie…. Na prawdę złości mnie jak nie odwieszasz ręcznika na miejsce. Nie powinnam jednak po Tobie tak krzyczeć. Widziałam, że byłeś przestraszony. Mam Rację? Noo – odpowiada. Jednak na przyszłość bardzo Cię proszę byś pamiętał i odwieszał ręcznik na miejsce. Już wielokrotnie prosiłam Cię byś to robił. Jak nie odwieszasz ręcznika na miejsce czuję się lekceważona a wtedy też się złoszczę. Dziś nie udało mi się nad moją złością zapanować i na Ciebie mocno nakrzyczałam. Pewnie źle się z tym czujesz co? Yhm… Chcesz mi coś powiedzieć? Nic. Nie lubię jak po mnie krzyczysz!! Wiem…. Jest mi przykro, że tak się stało i Przepraszam jeszcze raz. Wybaczysz mi? Tak. Potrafisz mi powiedzieć jak się z tym czujesz? Jest mi smutno. Masz prawo być smutny. Chcesz się przytulić? Zapamiętasz, że bardzo mi zależy by ręcznik lądował na haczyku po wytarciu rąk? Będziesz go odwieszał? Tak. Dziękuję. Kocham Cię! Też Cie kocham mamusiu.
Obie te sytuacje pewnie można było wielorako rozegrać. Moim zdaniem, w tego typu sytuacjach najważniejsza jest szczerość i uczciwość. Wiele mam robi sobie wyrzuty jak nakrzyczy na swoje dziecko. Wiem. Sama przez to przechodziłam i nadal przechodzę. Jednak uważam, że samo nakrzyczenie na dziecko nie jest kluczowe. Kluczowa jest codzienność. Dziecko codziennie potrzebuje czuć się kochanym i bezpiecznym. Wtedy wzrasta. I nawet jeśli się zdarzy nakrzyczeć, uczciwie później rozmawiajmy z dziećmi. Uczą się też wtedy, że mama i tata mają swoje granice i nie można ich przekraczać. I biorą odpowiedzialność za swoje emocje i zachowanie. Nigdzie nie ma idealnych warunków, idealnych zachowań, idealnych ludzi. Nasze emocje, czasem płatają figle. Jeden moment, może wszystko zmienić. Ponadto fizyczne okoliczności kiedy jesteśmy zmęczeni, nie wyspani czy zestresowani naturalnie obniżają odporność emocjonalną. Dlatego droga ku dojrzałości emocjonalnej jest rodzajem codziennej emocjonalno – umysłowej dyscypliny. Ważna jednak jest droga i mimo wpadki konsekwentne powroty na obraną ścieżkę rozwoju. Nie jest to łatwe zadanie. Szczególnie gdy się uświadomi pewien obraz, który przeczytałam w książce PSTRYK Jak zmieniać, żeby zmieniać.
(…)Haidt twierdzi, ze nasze emocje są słoniem, a rozum jeźdźcem. Jeździec siedzi na słoniu, trzyma wodze i wygląda na szefa. Kontrola sprawowana przez jeźdźca okazuje się jednak niepewna, gdyż w porównaniu ze słoniem jest on bardzo mały. Gdy jeździec i sześciotonowy słoń nie zgadzają się co do kierunku jazdy, jeździec zawsze przegrywa. Słoń ma miażdżącą przewagę” 2
Samo podjęcie decyzji i włożenie wysiłku w codzienny trening by słonia i jeźdźca uplasować w tym samym kierunku by efektywnie kontrolować ich współpracę jest już wielkim krokiem ku wędrówce do dojrzałości emocjonalnej. Nikt nie jest idealny w związku z tym warto zgodzić się z faktem, że póki żyje będę popełniać błędy. Ważne by je przyjąć i wyciągnąć wnioski. Z taką postawą porzucenie fałszywych i zniewalających mechanizmów obronnych staje się łatwiejsze. Według mnie najtrudniej porzucić obwinianie i usprawiedliwianie. W istotny sposób utrudniają one budowanie dobrych i łagodnych relacji z otoczeniem. A jak jest u Was?
„Unoszenie się gniewem i mówienie, że się ma „wybuchowy charakter” lub gorącą krew” jest unikiem za nasze zachowanie. Nie chodzi tu bowiem ani o wybuchowość, ani o krew, lecz o przyzwyczajenie. (…) Naciśnięcie określonego guzika wywoła określoną odpowiedź. Stajemy się niewolnikami naszych przyzwyczajeń, „tresowanymi zwierzętami” skaczącymi przez „obręcze” przyzwyczajeń. Bardzo łatwo jest dać byle jaką odpowiedź na wyzwanie sytuacji, np. tracąc cierpliwość. Jeśli jednak pozwolimy, aby weszło nam to w krew, zatrzymamy się – a raczej utkniemy w tym punkcie naszego rozwoju osobistego. Naturalną skłonnością w takich sytuacjach jest obwinianie za naszą reakcje innych ludzi lub samych sytuacji.” 3
Będąc w kryzysowej sytuacji życiowej, kiedy doświadczałam różnych perturbacji związanych ze zdrowiem moich dzieci, było mi bardzo blisko do obwiniania całego świata o wybuchy mojego gniewu, bezradności, buntu czy złości. Gdybym zrobiła unik od odpowiedzialności i usprawiedliwiła, że mam prawo tak się zachowywać, bo jest mi ciężko i jestem zmęczona. Bo Bóg mnie pokarał nieśpiącym, płaczliwym i chorującym dzieckiem! Wówczas sprowadziłabym na siebie i swoją rodzinę poważne emocjonalne kłopoty. Samej sobie dałabym przyzwolenie na złe i krzywdzące zachowanie, które szkodziło by mnie samej i mojej rodzinie. A w rzeczywistości by nie pomagało nikomu. Sama uwięziłabym się w spirali trudnych emocji, reagowania usprawiedliwieniami i obwinieniami. Pozwalając „słoniowi” rządzić wprowadziłabym powolną autodestrukcję. Jeździec zepchnięty do konta nie miał by siły przebicia.
„Pełna odpowiedzialność za nasze zachowanie umożliwia nam rozpoznanie i rewizję naszych reakcji. Znajdziemy się wtedy z pewnością na ścieżce wiodącej ku wewnętrznemu spokojowi i osobistemu szczęściu. Nie możemy zmienić świata według naszych upodobań, możemy jednak zmienić nasz sposób reagowania na ten świat.” 4
W ubiegłe lato, byłam jeszcze wtedy w ciąży z drugim synem. Jechałam z Adasiem na rehabilitację do ośrodka. Mieliśmy konkretną godzinę i był to środek szczytu komunikacyjnego. Do tego zapomniałam, że jedna z głównych ulic centrum miasta jest zamknięta a miasto pogrążone w bezlitosnych korkach. Nie wyjechaliśmy odpowiednio wcześniej i przez moje zapomnienie nie mieliśmy wymaganego zaplecza czasowego. Było do przewidzenia, że się spóźnimy. Jeszcze jednak walczyłam, jechałam szybko i nerwowo, wybierając jak najszybszy w moim mniemaniu kierunek jazdy. Utknęłam na dobre w centrum. Coś burczałam pod nosem i narzekałam na korki i całe miasto. Znacie to prawda? Czułam jak zalewa mnie fala frustracji i irytacji na innych kierowców. Zupełnie nie zważałam na to, że obok siedzi mój syn i odbiera jak radar całą sytuację, którą ja dowodziłam a mną rządziły nie kontrolowane emocje.
Uruchomiłam mechanizm obwiniania i usprawiedliwiania zupełnie bezwiednie. Bo przecież wiedziałam, że są korki z powodu remontu. Znałam godzinę na którą mieliśmy dojechać do ośrodka. Kiedy obrałam fałszywy kierunek obwinień i usprawiedliwień postawiłam siebie w pozycji ofiary. To nie ja jestem winna temu, że się spóźnimy. To te okropne miasto jest temu winne z Prezydentem na czele!
W pewnym momencie jakby z czeluści rzeczywistości przebijają się słowa, wówczas czteroletniego mojego syna. Mówi do mnie ściągając mnie tym samym na ziemię: „Mamo ale i tak już nic nie możesz teraz zrobić prawda?” Dociera powoli do mnie to pytanie. Otrząsam się jakby nieco zdumiona tym pytaniem. Odpowiadam: prawda Adasiu. Wielka prawda. „To po co się złościć?” Odpowiedziałam mu: Masz rację. Bardzo mądre spostrzeżenie. Dopiero on mnie zatrzymał w spirali obwinień na której kanwie rosła frustracja. Kiedy się na tym złapałam, a w zasadzie złapał mnie mój syn, od razu się zdyscyplinowałam i wewnętrznie odpuściłam. Prawda jednak była taka. To ja zawaliłam! Nie cały świat jest winien tej sytuacji tylko ja! Bo zapomniałam i nie wyjechałam odpowiednio wcześnie. Niosę tego teraz konsekwencje. Jak się już tak zdarzyło, trzeba przyjąć jak jest. Spóźnimy się i trudno. To ja jestem za to odpowiedzialna i aktualnie nie mogę niczego zmienić. Kiedy zmieniłam kierunek myśli od razu z za roga wychylił się spokój, łagodniejsze usposobienie i uśmiech na twarzy. Emocje są krótkotrwałe i ulotne jednak swoimi myślami możemy je podsycać lub gasić ich moc. Jeżeli mamy świadomość tego co czujemy zwiększamy swoją szansę by świadomie zarządzić sytuacją i pokierować nią efektywnie.
Wówczas kiedy syn mnie zatrzymał, poczułam dumę, że nauka nie idzie w las i syn już wie, już potrafi łapać, nazywać i obserwować emocje oraz konkretne sytuacje. Potrafi wnioskować i komunikować. Jeszcze nie potrafi działać, z racji jego wieku ma do tego pełne prawo. To było piękne i motywujące do podejmowania dalszych wysiłków do życia dialogiem. W zgodzie z sobą w odpowiedzialności za siebie i innych.
„Jednym z najtrudniejszych zadań, przed którym stajemy, jest wzięcie odpowiedzialności za to, jak się czujemy i jak działamy. Jako ludzie mamy naturalną skłonność do obwiniania innych o to, że czujemy się nieszczęśliwi, i o to, co zrobiliśmy. Jednak obwinianie kogoś lub czegoś o nasze uczucia lub działania jest niewłaściwe”5
Dlatego do dzieła moi drodzy czytelnicy! Wyruszmy razem w drogę podejmowania odpowiedzialności za swoje emocje i zachowanie. Ja już wiem, że warto. Sprawdźcie i Wy. Podejmując ten trud stawiamy siebie w pozycji silnych i decyzyjnych. To my decydujemy o swoim życiu i tym jak się zachowamy w danej sytuacji. Wówczas jesteśmy wolni, w takim rozumieniu, że to my decydujemy a nie nasze emocje. Stawianie siebie w pozycji ofiary i niemożnych do wzięcia odpowiedzialności za nasze działanie i reagowanie to również podjęcie decyzji i zgoda na bycie więźniem własnych emocji i mechanizmów obronnych. Naszym obowiązkiem jest uczyć dzieci odpowiedzialności za przeżywane emocje i późniejsze działanie. Jednak, żeby nauczyć tego własne dzieci, wpierw sami potrzebujemy się tego nauczyć. Wspólnie ruszajmy w drogę ku dojrzałości emocjonalnej, wolności i odpowiedzialności bo tego chce od nas Bóg. On chce byśmy byli wolni i odpowiedzialni, dzięki temu wewnętrznie szczęśliwi. Diabeł z kolei chce byśmy byli zniewolonymi nieszczęśliwymi ofiarami. Do nas należy wybór. Wybierz dobrze i w swoją wędrówkę zabierz Boga.
Powodzenia i niech Wam Bóg błogosławi i wspiera!
MW
- 1,3,4-John Powell SJ Twoje szczęście jest w Tobie
- 2-PSTRYK Jak zmieniać, żeby zmieniać.
- 5-Chris Thurman Kłamstwa w które wierzymy